Słowo się rzekło...
Retoryczne środki autoprezentacji polityków
środa, 11 stycznia 2012
„Ja panu nie przeszkadzałem” - czyli o języku polityków
Dyplomata to
człowiek, który dwukrotnie się zastanowi, zanim nic nie powie. Winston Churchill
Język polityków, nierzadko pretendujących do najwyższych stanowisk w państwie, dawno już stracił miano parlamentarnego, częściej przybierając cechy języka ulicy.
Próba opisania języka polityki musi skończyć się
dziś niepowodzeniem. Stosunkowo łatwo można to było zrobić przed rokiem 1989,
kiedy to jeden nadawca, partia, posługując się ustalonym od dziesięcioleci
wzorem, opisanym później jako nowomowa, zwracał się do narodu z jasnym
przesłaniem. Pluralizm i wolność słowa połączone z łatwością dostępu do
informacji sprawiają, że język polityki XXI wieku (nie tylko w Polsce) stanowi
jako zjawisko społeczne ogromne pole badawcze. Dostęp do środków masowego
przekazu jest jednym z wyznaczników demokracji. Media stają się również środkiem integrującym społeczeństwo,
a także, coraz częściej, warunkiem identyfikacji społecznej. O języku polityki
decydują doświadczenia rozmówców, ich wiedza o świecie i o sobie. Posługują się
oni tym samym językiem, zazwyczaj mówią na ten sam temat, jednak nie mogą się
porozumieć. Dlaczego? Wynika to w pewnej mierze z różnych odbiorców, jakich
projektują dla swoich wypowiedzi. Każdy chce być atrakcyjny, każdy chce
przekonać do siebie, każdy zwraca się jednak do innej publiczności. Zdecydowanie
łatwiej byłoby opisać język poszczególnych partii czy też konkretnych aktorów
sceny politycznej niż przedstawić spójny i jednolity opis omawianego zjawiska w
całości. Dlatego właśnie skupię się na języku polityków, a nie polityki.
„My nie chcemy
prowadzić żadnych walk, my nie jesteśmy partią wojny”
Każde wystąpienie polityka jest swoistym
spektaklem. Aktor pracuje nie tylko na swój wizerunek, ale i na obraz
reprezentowanej przez siebie partii. Stąd tak ważne jest przedstawienie siebie
w jak najlepszym świetle, przedstawianego programu jako najbardziej
odpowiadającego potrzebom wyborców, zaś reprezentowanych wartości jako
najbliższych powszechnie uznawanym. Jednak za każdym razem polityk zmuszony
jest stawić czoło swojemu oponentowi z partii opozycyjnej i – jak nas uczą
doświadczenia ostatnich tygodni – koalicyjnej. „Stając w szranki” (ale również
i „konkury”), zmuszony jest „podnieść rzuconą mu rękawicę”, co nieraz skończyć
się może poważnym naruszeniem dóbr osobistych (chociaż groźba naruszenia cielesnego
w postaci „dostania w papę” od jednego z dzisiejszych ministrów brzmiała
całkiem poważnie). Nie przypadkiem metaforyka wojenna pojawia się tu tak
często. I chociaż „wojna na górze” na razie toczy się tylko „na polu” języka,
to wytoczone „działa” grzmią coraz głośniej.
„Knajackie
słownictwo”
Ważne jest jednak nie tylko to, o co się walczy,
ale i jak się walczy. Język polityków, nierzadko pretendujących do najwyższych
stanowisk w państwie, dawno już stracił miano parlamentarnego, częściej przybierając
cechy języka ulicy. Pełne inwektyw i pomówień wypowiedzi słychać w kuluarach
sejmu na każdym kroku. Naciskani przez żądnych sensacji dziennikarzy posłowie
nie stronią od wszelkiego rodzaju argumentów. Schopenhauer w swej Erystyce
sugerował, że jeśli nie mamy konkretnych zarzutów w stosunku do programu
przeciwnika, najlepiej użyć argumentum ad personam. To zawsze zadziała. „Durny zacietrzewiony
doktryner”, „palant” i „ćwok” to tylko niektóre epitety, jakimi posługują się
posłowie. Proszę sobie teraz wyobrazić polityka broniącego się przed tym
zarzutem: „Nie jestem ćwokiem!”. Świat przeciwników politycznych pełen jest
„rzekomych powiązań”, „tak zwanych zwolenników” i uczestników „układu”. Aluzje,
pytania i przypuszczenia stanowią doskonały oręż w walce politycznej. Oręż,
przed którym bronić się jest bardzo trudno lub nawet jest to niemożliwe.
Wszelkiego rodzaju presupozycje przypisują odbiorcy takiego komunikatu
oczywistą prawdziwość wypowiedzianych słów: „Przed jakim trybunałem powinien
stanąć pan X za nielegalny handel bronią?” W tak postawionym pytaniu nie
podlega negacji to, czy pan X bronią handlował; fakt ten według przemawiającej jest bezsporny.
Zastanawiać się jedynie można nad rodzajem sądu, przed jakim stanie winowajca.
Zdania nacechowane emocjonalnie trudno analizować w kategoriach prawdy i
fałszu. Ich prawdziwości nie można zaprzeczyć ani potwierdzić. Zamaskowane
formy agresji, takie jak plotki i podejrzenia, wyrządzają o wiele więcej szkody,
jako że źródeł ich trudno się doszukać, zatem nie ma się również jak bronić.
Świat nadawcy staje się w ten sposób światem odbiorcy. A o to w polityce
przecież chodzi. Obyczaj językowy ulega stopniowej wulgaryzacji. Wraz z końcem
monopolu władzy publicznej w przeszłość odeszły też sztywne kanony i rytuały
komunikacyjne polityków. Uważa się, że wulgaryzacja języka jest wynikiem
frustracji społecznych oraz wyrazem niezgody na język wzniosłych ideałów
stojących w sprzeczności z praktyką życia codziennego. Jednakże nasilające się
zepsucie obyczajów, nie tylko językowych, może mieć i z pewnością ma negatywny
wpływ na odbiór i interpretację rzeczywistości nie tylko przez młodych ludzi, o
czym boleśnie świadczyć mogą wydarzenia ostatnich dni.
„Da pani
powiedzieć…”
Innym niepokojącym zjawiskiem jest forma, jaką
przybierają dyskusje polityków podczas debat prowadzonych w radio i telewizji.
Prawdziwym odbiorcą ich wypowiedzi nie są dyskutanci zaproszeni do studia, ale
słuchacze i telewidzowie. Celem każdej dyskusji winno być rozwiązanie kwestii
spornej, na przykład szukanie rozwiązania istotnych dla państwa problemów.
Tymczasem dla polityków każde z publicznych wystąpień jest szansą na
autokreację i autoprezentację. Goście zaproszeni do studia przestają być ważni. Ważne jest natomiast, by jak
najdłużej pozostawać przy głosie. Zamiast dyskusji racjonalnej stajemy się
świadkami dyskusji retorycznej, której głównym celem jest zdobycie przewagi nad
rozmówcami. Wszelkimi środkami. Coraz częściej, co obserwować można w debatach
telewizyjnych, również środkami niewerbalnymi. Odbieranie głosu rozmówcy
przybiera coraz częściej formę odbierania fizycznego. Ręce służą już nie tylko
do obrazowania wypowiedzi, ale także do powstrzymywania interlokutora. Twarz
rozgorączkowanego polityka wyraża więcej niż słowa. Zaciśnięte zęby, rozpalone
oczy, napięcie wszystkich mięśni – to nierzadkie obrazki, szczególnie w
programach, do których zapraszanych jest tylko dwóch mających zmierzyć się ze
sobą gości. „Ja panu nie przeszkadzałem, pozwoli pan, że najpierw ja skończę” –
to najczęściej powtarzane zdania przez rozmówców. Niestety przestały one już
cokolwiek znaczyć. Nie bez winy są również prowadzący program dziennikarze.
„Widzę, że pani redaktor jeszcze z szoku nie wyszła” – kwituje rozmowę
wicepremier. Zazwyczaj jedyną konkluzją, którą można wysnuć z pokrzykiwań
jednych na drugich, jest ta, że redaktor prowadzący faworyzuje rozmówców –
odbierając głos aktualnie się wypowiadającemu i oddając go oponentowi.
„Megakreacja
wydarzeń fałszywie relacjonowana przez media”
Tożsamość
partnerów komunikacji nie jest dana z góry, jest niejako konstruowana w czasie
trwania aktu komunikacji. Na początku przekazu kreuje się więc świat pożądany
przez nadawcę, nadaje się rzeczywistości takie cechy, jakie pozwolą później na
łatwe dopasowanie jej do własnego sposobu widzenia świata. Wiedza staje się
władzą. Dzięki niej polityk informujący o kolejnych sensacyjnych wydarzeniach w
ławach opozycyjnych zawłaszcza w pewien sposób przestrzeń społeczną, kontroluje
ją, dzieląc zarazem społeczeństwo. Tak przedstawiony świat jest bardzo
przejrzysty, z wyraźnym podziałem na nas i na nich. Opozycja MY
(„społeczeństwo”, „naród”, „obywatele”) – ONI („lumpenliberałowie”,
„proeuropejczycy”, „postkomuniści”) tworzy czarno-biały obraz rzeczywistości,
którą z łatwością przyjmą wyborcy. Zamiast dokonywać porównań i szukać prób
porozumienia coraz silniej dokonuje się dychotomizacji i konfliktowania opinii
publicznej. Podstawą podziału są wyznawane wartości. Lewica i prawica nie są
już określeniami na wyznawane poglądy polityczne, ale etykietami
wartościującymi. Ocena przestaje mieć charakter merytoryczny, górę bowiem biorą
emocje. Zwolennicy koalicji rządzącej oburzeni są, że „całe to towarzystwo
pluje na rząd”, tymczasem jej przeciwnicy nie obawiają się oskarżyć koalicji,
że „ohydnie kieruje krajem”. Kolejne argumenty każdej ze stron spotykają się ze
stanowczym „nie!”, co zamyka drogę do dalszej komunikacji. Zdanie przeciwne
jest lekceważone, „jedynie, tylko i wyłącznie” nasze pomysły są godne uwagi.
Brak empatii i synergii prowadzi do seansów nienawiści. O „polityczny
bolszewizm i chuligaństwo polityczne” oskarżają się nawzajem wszystkie strony
konfliktu. Jedni „plotą bzdury”, drudzy to „bezczelni kłamcy”. I również w tym
przypadku winą za przedstawiany obraz świata obarcza się nie tylko samych
polityków, ale i media relacjonujące wydarzenia. Dziennikarze oskarżani o
„lincz medialny” stają się już nie czwartą, ale pierwszą władzą. To od nich
zależy, co i w jaki sposób zostanie przedstawione. Kto zostanie zaproszony do
studia i komu zostanie przydzielony tak cenny czas antenowy. Może właśnie
dlatego kwestia agentów wśród dziennikarzy jest ostatnio tak często podnoszona.
„Nie mówmy,
kto, mówmy, że partie”
Jasnemu podziałowi na faworyzowanych swoich i
dyskryminowanych obcych towarzyszy często niejasność i nieprecyzyjność języka.
Niektórym mglistość pojęć pozwala lepiej funkcjonować, zmienność treści słów i
celowa niejasność mogą być jednym ze sposobów manipulacji językowej. Podobnie
jak to było w przypadku nowomowy, nadaje się niektórym pojęciom nowe, nie do
końca sprecyzowane znaczenia. Nie podaje się konkretnych zarzutów ani nazwisk.
Wszystko okryte jest mgłą tajemnicy, „szara sieć” i „układ” stały się już
niemal przysłowiowe. Z takim przeciwnikiem trudno się walczy, ale tworzenie i
podtrzymywanie ciągłej atmosfery zagrożenia sprzyja utrzymaniu władzy i
poparciu dla nie zawsze popularnych reform. „Mamy do czynienia z potężną
prowokacją polityczną określonych sił”. Kto stoi za tymi „siłami”? Kto im
przewodzi? Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi, ale kolejne działania,
których szczegółów nie można przedstawić z uwagi na tajemnicę państwową bądź
dobro śledztwa, pomogą pokonać przeciwnika.
„Polityczna gra” i „polityczne spory” wywołują
obecnie negatywne skojarzenia. Określenie „elity polityczne” to już niemal
oksymoron. Język polityki przestał być językiem dyplomacji i, niestety, coraz
silniej oddziałuje na język, jakim posługujemy się na co dzień, czyniąc debatę
publiczną coraz bardziej zbrutalizowaną, a tym samym zniechęcając większość do
angażowania się w sprawy publiczne. Szczególnie widoczne jest to podczas
wyborów samorządowych. Już dziś widać, że oprócz wielkich miast, gdzie wybory
mają charakter jak najbardziej polityczny, samorządowcy spoza Krakowa czy
Warszawy łączą się w Stowarzyszenia na Rzecz Poprawy Życia, Forum Samorządowe,
Porozumienie dla..., Przymierze Społeczne czy Inicjatywę Obywatelską. Jak się
wydaje, szyld partii politycznej może więcej zaszkodzić, niż przynieść pożytku
kandydatom na radnych. Wielka polityka i spory na górze ustępują rzeczowej
dyskusji, pełnej rytuałów i etykiety językowej. Aż do pierwszej sesji rady
miejskiej, kiedy to członkowie Stowarzyszenia za żadne skarby nie będą chcieli
wyjść z inicjatywą porozumienia na rzecz przymierza z członkami Forum.
Wszystkie
przytoczenia pochodzą z nagrań wypowiedzi polityków prezentowanych w telewizji
publicznej oraz w stacjach prywatnych.
"Znak", nr 12, Rok LVIII, Grudzień 2006.
środa, 30 listopada 2011
Kilka przykładów
Wśród technik i środków prezentowania i tworzenia własnego wizerunku przez polityków zauważyłem m.in. publiczne potwierdzanie własnych wartości, zachwalanie swoich kompetencji oraz wyliczanie własnych zasług. Zachowania te mają charakter rywalizacyjny i służą, jak zresztą większość zarejestrowanych przeze mnie wystąpień, nie tylko budowaniu własnej tożsamości, ale także deprecjacji przeciwników na scenie politycznej. Przybierają one różny charakter. Politycy odwołują się w swoich wystąpieniach głównie do dokonań z przeszłości oraz ich pozytywnego wpływu na obecną sytuację polityczną i gospodarczą. Jednym ze sposób kreowania własnej postaci są także pozorne, nierzetelne akty komplementowania partnera interakcji. Pozorne, ponieważ warstwie językowej wypowiedzi zaprzecza komunikat niewerbalny. Komplementy o ironicznym charakterze służą z kolei deprecjacji partnera, a tym samym podwyższeniu własnej osoby. Przykładem takiego komplementu może być wypowiedź Aleksandra Kwaśniewskiego:
Otóż
cenię Jarosława Kaczyńskiego za niewątpliwie inteligencję oraz
niewątpliwie fakt, że dysponuje programem politycznym, z którym
się całkowicie nie zgadzam, ale go ma, to jest yy… nie będę,
nie będę mówił, że nie.
Równie
częstym perswazyjnie, a także korzystnym zabiegiem
autoprezentacyjnym, jest komplementowanie
odbiorcy zewnętrznego, zarówno tego
zaproszonego do studia, jak i obserwującego debatę w
telewizji. Komplementy skierowane w stronę widzów są typowym
chwytem retorycznym, umożliwiającym wstępne przekonanie do własnej
osoby, potem zaś do własnych poglądów. Odbiorca utożsamia się z
interesami nadawcy, wartościując je pozytywnie. Nie chodzi tu tyle
o przekazywanie informacji, co o dopasowanie i negocjowanie obrazów
świata nadawcy i odbiorcy zewnętrznego.
Również
emocje oraz postawy są ważnym narzędziem, dzięki któremu ludzie
odczytują swoje wzajemne nastawienie do siebie. Prezentowane przez
polityków treści widzowie porównują ze znanymi im z własnego
doświadczenia reakcjami. Odbiorca komunikatu, który bliski jest
poglądom nadawcy, z sympatią odbiera przesłaną wiadomość i
zarazem jej autora. Łącząca w ten sposób komunikujących więź
emocjonalna skutkuje przyjęciem przez odbiorcę postawy i zachowań
nadawcy. Następuje proces dopasowania się obrazów świata i
tym samym dokonuje się pozytywna autoprezentacja,
co jest przygotowaniem do skutecznej perswazji.
Występujący
w debatach telewizyjnych politycy konstruują swoją tożsamość,
poprzez budowanie określonej, popieranej przez siebie i swoją
partię, wizji świata. Te konstrukcje z kolei służą do
równoważenia układu interpersonalnego, pomiędzy
politykiem-nadawcą a odbiorcą, przysłuchującym się debacie. Nikt
z badaczy nie zaprzecza dziś czynnej roli odbiorcy w procesie
interakcji, który staje się równoprawnym jej twórcą. Służy
temu m.in. „spontaniczne” ujawnianie emocji,
które uznać można za jedną z technik, umożliwiających zdobycie
przewagi w grze, jaka się toczy pomiędzy politykami zaproszonymi do
studia. (Przykładem może być przysłowiowe już Yes!
Yes! Yes! premiera Kazimierza
Marcinkiewicza podczas konferencji prasowej). To ujawnianie zazwyczaj
ma charakter kontrolowany, politycy świadomi są bowiem ciągłej
obserwacji przez kamery telewizyjne. Świadomość bycia
obserwowanym, pełni niezwykle ważną funkcję kontrolną i
regulacyjną, a umiejętność dostosowania się do oczekiwań innych
ludzi powoduje, że większość z polityków unika zachowań
nieakceptowalnych i nietolerowanych przez otoczenie. Zdarza się
jednak, że zarówno język, jak i niewerbalne sygnały wysyłane
przez polityka, zdradzają charakter emocji, które kierują jego
zachowaniem, odsłaniają go.
W wyniku zagrożenia ja broni
on silnie swoich wewnętrznych przekonań, odkrywając tym samym
kierujące nim emocje. Czego przykładem jest m.in. irytacja
Andrzeja Leppera:
No
i... Ale po co pan przerywa ciągle. No to gaadaj pan, a ja wyjdę ze
studia i po co ja mam tutaj być, no. Da mi pan coś powiedzieć czy
nie?!
Z
kolei do zachowań reaktywnych zaliczyć można m.in. ignorowanie
i lekceważenie partnera
komunikacji, odcinanie
się od spraw, poglądów i
ludzi; deprecjonowanie, umniejszanie, obrażanie i grożenie partnerowi
interakcji, co
stwarza wizerunek osoby agresywnej, ale i silnej. Natomiast
zachowania, mające na celu tworzenie pozytywnego wizerunku
swojej twarzy to: ujawnianie
zdolności samokrytycznej refleksji,
czy wyrazy przesadnej skromności.
Poprzez modalne ustosunkowanie się nie tylko do treści, ale także
samego odbiorcy, politycy wpływają na kształt interakcji i relacje
ich łączące. Ustosunkowanie to może wyrażać się zarówno w
warstwie werbalnej, jak i niewerbalnej. Zarejestrowane przeze mnie
gesty spełniały dwojaką funkcję: część z nich wzmacniała
przekaz słowny, część zaś stanowiła samodzielne znaki,
wyrażające rzeczywiste intencje nadawcy. Znaki te często nie
wykazywały spójności z treścią wypowiedzi, ta inkongruencja zaś
może być dla odbiorcy przed telewizorem sygnałem, dającym
podstawy do podważenia wiarygodności. Przykładem samokrytyki
są słowa Jana Rokity w reakcji na prowokacyjne pytanie dziennikarza:
Dziennikarz: No
bo ja jestem inteligentny. A ty?
Polityk:
<śmiech> No nie aż tak jak ty. No trudno.
Równocześnie
w nagraniu widzimy jak w ostatniej fazie wystąpienia polityk krzywi
usta w geście zniesmaczenia, po zdjęciu z nich fałszywego
uśmiechu, odwracając głowę w kierunku przeciwnym do prowadzącego
program, co zostaje jednak zarejestrowane przez kamerę.
Niezwykle
istotnym z punktu widzenia pragmatyki jest również przedstawienie
elementów zachowań polityków, które wskazywać mogą na werbalne
i niewerbalne oznaki stanu mentalnej niezgody z wyrażanymi sądami
czy przekonaniami. Trudno mówić tu o
katalogu zachowań, wskazujących na przecieki niewerbalne, każde
bowiem z zachowań należy do indywidualnego repertuaru nadawcy,
jednak takie niekontrolowane przez polityków wskaźniki emocji mogą
być jednym z podstawowych źródeł oceny przez odbiorców
zewnętrznych. Gesty bowiem, na co wskazują badacze, często nie są
znakiem odpowiadającego im słowa, ale towarzyszącej danej
wypowiedzi myśli, idei. Zatem gdy wyrażane słowa nie towarzyszą
rzeczywistym stanom mentalnym, bywa, że są zdradzane przez gesty.
Autoprezentacja - definicja pojęcia
Autoprezentację
polityków traktuję jako te interakcyjne zachowania językowe,
parawerbalne i niewerbalne, które służą jako środki do budowaniu
własnego wizerunku wewnątrz i na zewnątrz ugrupowania
politycznego, mające na celu pozyskanie potencjalnych wyborców, jak
również budowanie własnej pozycji na scenie politycznej.
Prezentujący się polityk stara się podkreślać te z cech, które
są przez elektorat pożądane i ukrywać niekorzystne dla własnego
wizerunku cechy osobowościowe. Do określonego przez siebie celu
dążyć może zarówno stosując zgodne z własnym ja
strategie i techniki komunikacyjne, jak i fałszywie odgrywając
role, które sprzeczne są z jego wewnętrzną hierarchią wartości,
jednak stać się mogą skutecznym narzędziem w walce politycznej.
Przyjmując wybraną maskę, polityk może nie tylko starać się
ukazać jako określona i pożądana na danym miejscu osoba, ale
również może on ukrywać prawdziwe ja,
które sprzeczne jest z głoszonymi przez niego poglądami.
Głównym
motywatorem działań autoprezentacyjnych
polityka będzie zawsze wyborca. To od audytorium zależeć będą
wykorzystane techniki i przyjęte przez nadawcę strategie
komunikacyjne, sposób organizacji tekstu, przekazywane treści. W
większości przypadków zachowania te mają charakter
zrytualizowanego występu, kierującego się określonymi regułami i
rządzącego się odgórnymi prawami.
Osobnym
zagadaniem, jest problem intencji, jakie stają za konkretnym
komunikatem. Nie każde zachowanie jest z pewnością intencjonalne,
każde jednak ma wartość prezentacyjną. Bywa, że niektóre z
sygnałów są nadawane nieświadomie lub niecelowo, a ich obecność
nie jest uświadamiana przez samych nadawców. Niemniej stanowią one
zawsze ważne źródło oceny dla odbiorcy.
W
ramach autoprezentacji wyróżniałem zatem celowe wyrażanie
siebie
i często mimowolne odsłonięcie
siebie.
W obrębie mojego zainteresowania pozostawały również sposób, w
jaki dany polityk pragnie być odbierany oraz rzeczywisty obraz
prezentowany na zewnątrz. Konkretne wystąpienia polityków miały
bowiem potwierdzić wytworzony przez nich obraz własnej osoby. Obraz
ten ulegał jednak często zmianie, w zależności od zmieniającej
się sytuacji na arenie politycznej, dlatego też rzeczywistość
społeczna jest dla polityka grą, a umiejętne odegranie wymaganej
roli koniecznym do utrzymania się w życiu publicznym zadaniem.
Interakcja interpersonalna
Interakcję
można definiować jako każde zachowanie językowe i
niewerbalne, na które wpływ ma także odbiorca (nawet ten
wyobrażony). Działanie interakcyjne nie jest więc prostym
wyzwalaniem reakcji, jak chciała tego amerykańska szkoła
behawioralna, ale złożoną i rozwijającą się w czasie i
przestrzeni dynamiczną konstrukcją. Komunikujący się ze sobą
partnerzy wnoszą do niej pewną koncepcję siebie, koncepcję
chwilową, subiektywną, przez co mało stabilną, która jednak
zostaje „zobiektywizowana” w czasie kontaktu face
to face.
Dodatkowo,
interakcję można podzielić według socjologów na interakcje
niezamierzone
oraz kierowane.
Te drugie dzielą się z kolei na kierowane
zadaniem
oraz kierowane
tożsamością.
W interakcjach kierowanych zadaniem lansowanie własnej osoby jako wartości nie jest najważniejsze, jest najwyżej środkiem, a nie celem komunikacji. W interakcjach kierowanych tożsamością, typowych dla wystąpień polityków, hierarchia celów zmienia się, najważniejsze staje się sterowanie znaczeniem własnej osoby dla odbiorcy. Tożsamość polityka tworzy się poprzez użycie i oddziaływanie języka, wpływając na swój obraz i relacje z innymi nadawca tworzy własną postać, skupiając się na takim prowadzeniu wymiany zdań, by skutkowała ona jak najkorzystniejszym obrazem jego osoby.
W interakcjach kierowanych zadaniem lansowanie własnej osoby jako wartości nie jest najważniejsze, jest najwyżej środkiem, a nie celem komunikacji. W interakcjach kierowanych tożsamością, typowych dla wystąpień polityków, hierarchia celów zmienia się, najważniejsze staje się sterowanie znaczeniem własnej osoby dla odbiorcy. Tożsamość polityka tworzy się poprzez użycie i oddziaływanie języka, wpływając na swój obraz i relacje z innymi nadawca tworzy własną postać, skupiając się na takim prowadzeniu wymiany zdań, by skutkowała ona jak najkorzystniejszym obrazem jego osoby.
W
przeciwieństwie do komunikacji interpersonalnej prezentujący się w
telewizji politycy nie mają w większości kontaktu ze swoimi
odbiorcami. Pomimo tego, że bezpośrednio zwracają się do
zasiadającego w studio dziennikarza czy drugiego polityka, ich uwaga
skupia się na wirtualnych odbiorcach, zasiadających przed
telewizorem. Oczywiście sam akt autoprezentacji
nie daje gwarancji swojej skuteczności. Aby
przedstawić odbiorcy pożądany przez siebie obraz własnej osoby,
politycy przystosowują go do oczekiwań wyborców. Jest to możliwe,
dzięki umiejętności sterowania tożsamością,
czyli takim strategiom porozumiewania się, które pozwalają im na
manipulację własnym obrazem. Sposób mówienia i zachowywania się
odzwierciedla tożsamość, którą w danej chwili prezentują,
większość bowiem zachowań, nie tylko mownych, ma za zadanie
przekazać innym informację o sobie. Dzięki
temu, że jednostka jest w stanie wyobrazić sobie znaczenia, jakie
mogą być przypisane danym jej zachowaniom, potrafi ona przyjąć
punkt widzenia innych, którzy aktualnie ją obserwują. George
Herbert Mead sugeruje nawet, że ludzie doświadczają samych siebie,
dzięki pośrednictwu innych. A zatem komunikacja, to nie strumień
stanów ego,
nie spotkanie jaźni, lecz prezentacja samego siebie, prezentacja
swoich przeżyć, myśli i odczuć. Komunikujący
dowiaduje się o tym dzięki werbalnym i niewerbalnym sygnałom
wysyłanym przez swoich interlokutorów w reakcji na jego zabiegi
autoprezentacyjne.
Dopiero kontakt z innymi ludźmi pozwala mu ocenić, w jaki sposób
jest on przez nich odbierany. Możliwe jest to poprzez analizę i
interpretację gestów wysyłanych przez interlokutorów. Jednostka
jak w lustrze odbija się w innych, odbiera sygnały świadczące
o swoim zachowaniu, o sposobie oceny, konstruując na tej podstawie
wizję samego siebie lub odczucia i postawy, jakie mogą być żywione
w stosunku do niej.
Ja
nie
jest zatem konstruktem stałym i jednorodnym. Każdy ma tak wiele
osobowości, jak wiele typów interakcji podejmuje w społeczeństwie
i jak wiele ról w nim odgrywa. Kontakty międzyludzkie wymagają od
polityka kontrolowania sytuacji, odczytywania, w jaki sposób inni
interpretują jego zachowania, aby zachować określony,
jednolity wizerunek
i wreszcie, aby móc wykorzystać szeroki repertuar umiejętności
autoprezentacyjnych.
Paradoksalnie grozi to jednak tym, że takie zachowanie doprowadzić
może do sytuacji, w której polityk o pragmatycznej koncepcji ja,
dostosowując swoje reakcje do zmieniającego się otoczenia,
przestaje być wiarygodny, a jego osobowość wykazuje cechy
inkongruentne.
poniedziałek, 28 listopada 2011
Jak wybieramy...
Według
Ervinga Goffmana głównym
przedmiotem każdej interakcji jest przedstawienie własnej osoby,
czyli autoprezentacja,
głównym celem autoprezentacji jest zaś nie tylko chęć
przedstawienia siebie w pozytywnym świetle, czy zaprezentowanie
pozytywnego wizerunku, ale także nakłonienie innych, by postępowali
w zaplanowany przez nadawcę sposób. Można zatem zakładać, że
jednym z czynników, które bierze się pod uwagę w interakcji z
innymi, jest wywarcie jak najkorzystniejszego wrażenia na odbiorcy.
Ludzie
nie reagują tylko na wypowiedzi, ale oddziałują na siebie,
zmieniają
swoje zachowania, interpretują je. Mowa ludzka zawiera zatem pewien
stopień indywidualizmu, kreacyjności, co objawia się poprzez
różnorodność modyfikacji znaczeniowych. Jean Aitchison zaprzecza
przekonaniu większości badaczy co do prymarnej roli języka jako
środka służącego przekazywaniu informacji. Autorka uważa, że
język przystosowany jest raczej do nawiązywania kontaktów pomiędzy
członkami grupy czy wykorzystywania go jako środek do wywierania
wpływu na innych. Podobnie uważał Bronisław Malinowski,
podkreślając tezę o dominującej w języku funkcji
performatywnej, pragmatycznej. Takie podejście tłumaczy tezę
stawianą przez pragmatyków mowy, utożsamiających proces
komunikacji z wywieraniem wpływu na innych. Osoby biorące udział w
dialogu, dzięki różnym formom używanego przez siebie języka
(gatunków
mowy)
modyfikują rzeczywistość społeczną.
Komunikacja
społeczna jest zatem jednym z procesów wytwarzania,
przekształcania i przekazywania informacji pomiędzy jednostkami,
grupami i organizacjami społecznymi. Celem komunikowania jest takie
kształtowanie postaw, dzięki któremu możliwe jest skuteczne,
zgodne z własnymi wartościami, ale przede wszystkim interesami,
sterowanie odbiorcą komunikatu. Nadawca, chcąc tego dokonać, musi
wykazywać cechy wiarygodności i atrakcyjności dla odbiorcy. Jeśli
tworzony przez nadawcę wizerunek, odebrany zostanie jako
niewiarygodny (niespójny bądź nieprzekonujący), jego skuteczność
pragmatyczna zostanie mocno osłabiona.
Wydaje
się, że pożądane również powinny być takie cechy jak
kompetencja i obiektywizm, co przekładać się może na pozytywne
nastawienie nie tylko do nadawcy, ale i do komunikatu przez niego
wysyłanego. Jednak opisywane przez badaczy zjawiska wskazują, że
decyzje wyborcze podejmowane są w dużym stopniu w drodze impulsu.
Wyborcy dokonują oceny polityków i partii na podstawie wydarzeń i
tematów, które zaprezentowane zostały na krótko przed oceną lub
też na podstawie samej obecności polityka w telewizji. Opinie
wyborców nie są zatem podejmowane na podstawie merytorycznych
przesłanek i rozważań, ale spontanicznie, pod wpływem najłatwiej
dostępnych wiadomości i skojarzeń związanych z danym kandydatem i
jego ugrupowaniem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)